OPIS
Fez to miasto, które zapamiętasz na zawsze – i nie mówię tego na wyrost. Gdy pierwszy raz wkroczyłam w labirynt wąskich uliczek medyny, miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie o kilkaset lat. Wiecie, co jest najfajniejsze? Fez pozostaje autentyczny jak mało które miejsce na świecie. Nie ma tu wymuszonego folkloryzmu dla turystów – prawdziwe życie toczy się tu niezmiennie od stuleci. Nada na to spojrzeć, by zrozumieć, dlaczego to jedno z najbardziej fascynujących miejsc w Maroku.
Medyna w Fezie – największy średniowieczny labirynt na świecie
Zacznijmy od czegoś, co dosłownie zwala z nóg – feskiej medyny. Wyobraźcie sobie najstarszą część miasta, w której znajduje się ponad 9000 wąskich uliczek i zaułków! I nie, to nie przesada – medyna Fezu jest naprawdę OGROMNA. Swój obecny kształt zawdzięcza głównie XII i XIII wiekowi, choć samo miasto zostało założone w VIII wieku.
Co ciekawe, Stare Miasto w Fezie to największa na świecie strefa wolna od samochodów. Do transportu służą tu głównie osły i muły, które mijają cię na wąskich, często ledwie metrowych uliczkach. Przyznam szczerze, że na początku czułam się kompletnie zagubiona. Nawigacja? Zapomnij – GPS tu praktycznie nie działa. Po paru godzinach dałam sobie spokój z samodzielnym poruszaniem się i wynajęłam lokalnego przewodnika. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę!
Moja rada: nie próbujcie zwiedzać medyny „na własną rękę”, chyba że macie wyjątkowo dobry zmysł orientacji. Uwierzcie, 50 dirhamów (ok. 20 zł) za godzinę z przewodnikiem to najlepiej wydane pieniądze w Fezie.
Garbarnie Chouwara – zapach historii (dosłownie!)
Kolejny punkt obowiązkowy to legendarne garbarnie Chouwara. Uprzedzam – to miejsce jest równie fascynujące, co… specyficzne zapachowo. To właśnie tu od setek lat wyprawia się skóry w sposób, który praktycznie nie zmienił się od średniowiecza. Kadzie z farbami i naturalnym barwnikami tworzą niesamowity, kolorowy patchwork, który wygląda jak abstrakcyjna mozaika.
Gdy pierwszy raz tam trafiłam, garbarz wcisnął mi do ręki gałązkę mięty. Byłam nieco zdziwiona, dopóki nie dotarł do mnie zapach. Rany, ale fetor! Mieszanka gołębich odchodów, wapna, soli i moczu (tak, dobrze czytacie) używanych do wyprawiania skór potrafi mocno dać w nos. Więc gałązka mięty trzymana pod nosem to nie żaden lokalny zwyczaj, tylko najlepszy naturalny odświeżacz powietrza.
Z tarasu widokowego można obserwować cały proces. To fascynujące, jak rzemieślnicy, stojąc po pas w barwnikach, ręcznie obrabiają skóry. Jasne, po wizycie prawdopodobnie będziecie chcieli kupić coś skórzanego – warsztaty są połączone ze sklepami. Ceny nie są niskie, ale jakość wyrobów jest naprawdę świetna. Tylko pamiętajcie, że trzeba się targować – to część marokańskiej kultury!
Uniwersytet Al-Karaouine – najstarszy na świecie
A teraz coś, czym Fez naprawdę może się pochwalić – Al-Karaouine to najstarszy działający uniwersytet na świecie! Został założony w 859 roku (nie, to nie pomyłka) przez Fatimę al-Fihri, córkę bogatego kupca. Kobieta w IX wieku fundująca uczelnię? Już to pokazuje, jak postępowe bywało kiedyś islamskie społeczeństwo.
Niestety, jako nie-muzułmanie możemy zobaczyć tylko dziedziniec i zajrzeć przez drzwi do wnętrza. Ale nawet to robi niesamowite wrażenie. Sama świadomość, że stoisz w miejscu, gdzie studiowali uczeni tysiąc lat temu, jest mocno budująca. Warto wiedzieć, że tu właśnie wykładano astronomię, teologię, prawo i gramatykę w czasach, gdy Europa dopiero wychodziła z mroku wczesnego średniowiecza.
Co ciekawe, mój przewodnik Mohamed mówił, że ukończył właśnie ten uniwersytet. „W moim indeksie widnieje numer kilkaset tysięcy, a pomyśl, że pierwszy student miał numer 1 ponad tysiąc lat temu” – żartował. Nie wiem, czy to prawda, ale brzmi nieźle, co nie?
Madrasy – średniowieczne szkoły koraniczne
Skoro już o edukacji mowa, koniecznie zajrzyjcie do którejś z madrasy (szkoły koranicznej). Najpiękniejsza jest Madrasa Bou Inania – prawdziwe arcydzieło architektury Marynidów z XIV wieku. Detale robią piorunujące wrażenie – mozaiki, rzeźbiony cedr, kaligraficzne inskrypcje. Każdy centymetr jest dopracowany do perfekcji.
W przeciwieństwie do meczetu, madrasa jest dostępna dla turystów każdego wyznania. Wejście kosztuje około 20 dirhamów (8 zł), ale to nic w porównaniu z tym, co zobaczysz. Miejsce jest tak fotogeniczne, że trudno oderwać się od robienia zdjęć. Pamiętajcie tylko, żeby zachować się stosownie – to nadal miejsce związane z religią, choć obecnie pełni głównie funkcję turystyczną.
Meczet Karaouine i inne świątynie
Meczet Karaouine (związany z wspomnianym wcześniej uniwersytetem) to jedna z największych świątyń w Afryce – może pomieścić 20 tysięcy wiernych! Jako nie-muzułmanie nie wejdziemy do środka, ale już sam widok z zewnątrz robi wrażenie. Zielony dach, masywny minaret, wyjątkowe położenie w sercu medyny – trudno przejść obok obojętnie.
Obok znajdziecie też inne meczety – w Fezie jest ich ponad 300! To miasto o głęboko religijnym charakterze. Podoba mi się, że tutaj religia nie jest czymś, co praktykuje się tylko od święta. Pięć razy dziennie rozlega się wezwanie muezina do modlitwy, a życie toczy się w rytmie wyznaczonym przez islam. Może to brzmieć egzotycznie, ale po kilku dniach w mieście zaczyna się to traktować jako naturalny element codzienności.
Bajeczne fontanny i place
Fez to też miasto przepięknych fontann. Najsłynniejsza to Nejjarine na placu o tej samej nazwie. Została zbudowana w XVIII wieku i jest ozdobiona niesamowitą mozaiką w kolorach niebieskim i zielonym. Na tym samym placu znajduje się też dawny karawanseraj przekształcony w muzeum rzemiosła drzewnego.
Przy okazji, na placu Nejjarine koniecznie wpadnijcie do którejś z okolicznych kawiarni na miętową herbatę. Marokańczycy piją ją słodką jak syrop (serio, wlewają tam tonę cukru!), ale można poprosić o mniej słodką wersję. Siedząc przy stoliku i obserwując życie toczące się na placu, poczujecie prawdziwą magię Fezu.
Zakupowe szaleństwo – suki i rzemiosło
No i na koniec coś, co kocham najbardziej – zakupy! Suki (bazary) Fezu to istny raj dla łowców skarbów. Każda dzielnica medyny specjalizuje się w innym rzemiośle. W jednej znajdziecie misternie zdobioną ceramikę, w innej wyroby ze skóry, a jeszcze gdzie indziej tkaniny czy biżuterię.
Mój osobisty faworyt to targ przypraw. Bogactwo kolorów i zapachów przyprawia o zawrót głowy! Kopczyki szafranu, kurkumy, papryki, kminku… A obok zioła lecznicze i kosmetyczne, w tym słynne czarne mydło i glinka ghassoul. Za kilkanaście dirhamów kupiłam mieszankę przypraw do tadżinu (tradycyjnej marokańskiej potrawy), którą przygotował dla mnie starszy pan, mieszając składniki z pamięci.
Jeszcze jedna rzecz – w Fezie można kupić naprawdę wysokiej jakości rękodzieło. To nie są chińskie podróbki, tylko autentyczne wyroby lokalnych rzemieślników. Oczywiście, ceny są odpowiednio wyższe, ale jakość wynagradza wszystko. A targowanie się jest obowiązkowe – to część kultury i… całkiem fajna zabawa!
Praktyczne wskazówki na koniec
Kilka słów na zakończenie. Fez najlepiej odwiedzić wiosną lub jesienią – latem temperatury potrafią dochodzić do 40 stopni, a zimą bywa zaskakująco chłodno. Miasto jest dość konserwatywne, więc warto ubierać się stosunkowo skromnie (zwłaszcza kobiety). Choć turyści są tu mile widziani, szacunek dla lokalnej kultury zawsze się opłaca.
No i ostatnia sprawa – jedzenie! Fez słynie z wyśmienitej kuchni. Spróbujcie koniecznie tadżinu z jagnięciną, pastilli (słodko-słonego ciasta z gołębiem lub kurczakiem) oraz lokalnych słodyczy z miodem i migdałami. A potem… cóż, pewnie trzeba będzie kupić większy rozmiar spodni na powrót
Fez to miasto, które zostaje w sercu na długo. Nie jest łatwe, nie jest wygodne, czasem pachnie zbyt intensywnie… ale ma duszę, której próżno szukać w wielu innych turystycznych destynacjach. I za to właśnie je kocham.