Marzy Ci się urlop, ale ceny w środku sezonu przyprawiają Cię o zawrót głowy? To uczucie zna chyba każdy z nas. Na szczęście istnieje prosty sposób, by cieszyć się wymarzonym wypoczynkiem bez wydawania fortuny i przeciskania się przez tłumy turystów. Wystarczy zmienić termin wyjazdu na okres przed oficjalnym sezonem! Sam od lat stosuję tę strategię i uwierz mi – różnica jest ogromna, nie tylko dla portfela, ale też dla jakości wypoczynku.
Dlaczego wakacje przedsezonowe to prawdziwa perełka dla spryciarzy?
Pamiętam, jak kiedyś myślałem, że wyjazd poza sezonem to kiepski pomysł – „będzie zimno”, „wszystko zamknięte”, „pogoda niepewna”. Nic bardziej mylnego! Po latach podróżowania nauczyłem się, że maj, czerwiec czy wrzesień to często najlepsze miesiące na urlop w wielu popularnych miejscach.
Weźmy na tapet najpierw to, co najbardziej oczywiste – oszczędności. Różnice cenowe potrafią przyprawić o zawrót głowy. Ten sam hotel w Grecji, który w sierpniu kosztuje 5000 zł za tydzień, w czerwcu możesz mieć już za 3200-3500 zł. Podobnie jest z biletami lotniczymi – ceny potrafią być niższe nawet o 40-50%! A to dopiero początek korzyści.
Co więcej, hotele i pensjonaty nie są wypełnione po brzegi, co oznacza, że obsługa ma dla Ciebie więcej czasu i uwagi. Wielokrotnie dostawałem upgrade pokoju czy dodatkowe bonusy właśnie dlatego, że przyjeżdżałem przed głównym sezonem. Raz w małym hotelu na Sycylii właścicielka – widząc, że jestem jednym z niewielu gości – codziennie częstowała mnie domowymi wypiekami. Takich smakołyków na pewno nie doświadczyłbyś w szczycie sezonu!
Komfort zwiedzania bez tłumów – bezcenna wartość dodana
Kto lubi stać w kilometrowych kolejkach do atrakcji turystycznych? Chyba nikt. Większość z nas ma ograniczoną liczbę dni urlopowych, więc stanie w kolejce przez pół dnia to po prostu marnotrawstwo cennego czasu. Przed sezonem tego problemu praktycznie nie ma.
Podczas mojej majowej podróży do Barcelony wejście do Sagrada Familia zajęło mi dokładnie 10 minut od momentu przyjścia pod katedrę. Znajomi, którzy byli tam w sierpniu, spędzili w kolejce ponad 2 godziny! Podobnie było z Park Güell czy Casa Battló. W praktyce oznacza to, że w ciągu jednego dnia możesz zobaczyć znacznie więcej lub po prostu cieszyć się atrakcjami bez pośpiechu i stresu.
Ten sam mechanizm działa na plażach, w restauracjach czy komunikacji miejskiej. Znalezienie wolnego leżaka czy stolika w restauracji z widokiem na morze przestaje być mission impossible. Możesz w spokoju delektować się posiłkiem i lokalną atmosferą, zamiast cisnąć się między innymi turystami.
Pogoda? Często lepsza niż myślisz!
Wielu moich znajomych boi się wyjazdów przedsezonowych, bo martwią się o pogodę. Jasne, nie ma stuprocentowej gwarancji, ale prawda jest taka, że w wielu miejscach w Europie już maj czy czerwiec oferują świetne warunki. Greckie wyspy, Chorwacja czy Hiszpania potrafią już w czerwcu rozpieszczać temperaturami rzędu 25-28 stopni.
Co ciekawe, dla wielu osób to właśnie takie temperatury są idealne – ani za gorąco, ani za zimno. Sam pamiętam swój lipcowy wyjazd na Kretę, kiedy termometry pokazywały 38 stopni w cieniu. Zwiedzanie w takim upale to była prawdziwa mordęga, a noce bez klimatyzacji – istny koszmar. W czerwcu natomiast temperatura 26-27 stopni pozwalała na komfortowe zwiedzanie i plażowanie bez ryzyka dostania udaru.
Morze czy ocean mogą być nieco chłodniejsze niż w pełni sezonu, ale zwykle i tak są wystarczająco ciepłe do kąpieli. A jeśli trafimy na chłodniejszy dzień? To świetna okazja, by odkryć mniej popularną stronę odwiedzanego miejsca – lokalne muzea, warsztaty kulinarne czy okoliczne miasteczka.
Lepszy kontakt z lokalną kulturą i mieszkańcami
To, co cenię najbardziej w podróżach przedsezonowych, to autentyczny kontakt z miejscową ludnością i kulturą. Kiedy miejscowość nie jest zalana falą turystów, mieszkańcy mają więcej cierpliwości i chęci do rozmów z przyjezdnymi.
Podczas majowego pobytu w małej miejscowości na Costa Brava, przypadkiem wdałem się w rozmowę z lokalnym rybakiem. Skończyło się na tym, że zaprosił mnie następnego dnia na wypłynięcie łodzią i pokazał miejsca, o których nie wspominał żaden przewodnik. Wątpię, czy byłoby to możliwe w sierpniu, gdy jest zawalony zamówieniami od restauracji i nie ma chwili wytchnienia.
Przedsezonowe podróże dają również możliwość uczestniczenia w lokalnych wydarzeniach, które nie są „przygotowane” specjalnie dla turystów. Festyny, odpusty czy lokalne święta w mniejszych miejscowościach często odbywają się właśnie przed głównym sezonem turystycznym. To doskonała okazja, by zobaczyć prawdziwe życie i tradycje, a nie ich komercyjną wersję serwowaną latem.
Sprytne planowanie – klucz do udanego wypoczynku przed sezonem
Oczywiście wakacje przedsezonowe wymagają nieco innego podejścia do planowania. Z doświadczenia wiem, że warto sprawdzić kilka rzeczy, zanim zdecydujesz się na konkretny kierunek.
Po pierwsze, sprawdź kiedy dokładnie zaczyna się sezon w wybranej destynacji. Dla Hiszpanii czy Włoch przedsezonem będzie kwiecień-czerwiec, ale już dla Tajlandii zupełnie inne miesiące. Byłem kiedyś w Tajlandii w lipcu, w teoretycznym „sezonie deszczowym” – deszcz padał może przez godzinę dziennie, a ceny były o połowę niższe niż w szczycie sezonu.
Po drugie, warto sprawdzić, czy większość atrakcji będzie już otwarta. W niektórych miejscach naprawdę sezon zaczyna się dopiero od konkretnej daty i wcześniej część restauracji czy atrakcji może być zamknięta. Internet jest tu twoim przyjacielem – sprawdź oficjalne strony atrakcji lub zapytaj na forach podróżniczych.
I wreszcie po trzecie – bądź elastyczny. Wczesny czerwiec może oferować znakomitą pogodę w Chorwacji, ale jeśli akurat trafi się chłodniejszy tydzień, warto mieć plan B na aktywności niezależne od pogody. Ta elastyczność to mała cena za wszystkie korzyści, jakie niesie ze sobą podróżowanie przed sezonem.
Najlepsze kierunki na przedsezonowe wakacje
Czy wszystkie miejsca nadają się na wyjazd przedsezonowy? Nie do końca, ale lista atrakcyjnych opcji jest naprawdę długa. Z mojego doświadczenia mogę polecić kilka sprawdzonych kierunków:
Greckie wyspy – już w maju oferują przyjemne temperatury, a woda jest wystarczająco ciepła do kąpieli. Santorini czy Kreta przed sezonem to zupełnie inne doświadczenie niż zatłoczone wyspy w lipcu czy sierpniu.
Wybrzeże Hiszpanii – Costa Brava, Costa del Sol czy Andaluzja w maju i czerwcu rozpieszczają słońcem, a ceny są znacznie niższe. Dodatkowo unikniesz tłumów Brytyjczyków i Niemców, którzy masowo przyjeżdżają w lipcu i sierpniu.
Portugalia i jej region Algarve – łagodny klimat sprawia, że już wczesną wiosną można cieszyć się plażowaniem i zwiedzaniem. Lizbona czy Porto w czerwcu są znacznie przyjemniejsze do spacerów niż w letnim upale.
Włoskie wybrzeże i wyspy – Sycylia czy Sardynia przed sezonem zachwycają nie tylko pogodą, ale też cenami i brakiem tłumów.
Chorwacja – maj i czerwiec to idealne miesiące na odkrywanie Dubrownika, Splitu czy wysp adriatyckich. Woda może być jeszcze nieco chłodna w maju, ale już w czerwcu temperatura morza jest całkiem przyjemna.
Dla osób, które nie są przywiązane do plażowania, przedsezonowe miesiące to także świetny czas na zwiedzanie europejskich metropolii – Rzymu, Barcelony, Paryża czy Wiednia. Bez letnich upałów i z mniejszą liczbą turystów zwiedzanie staje się prawdziwą przyjemnością, a nie wyścigiem z czasem i innymi zwiedzającymi.
Konkretne oszczędności – ile można zyskać?
Spójrzmy prawdzie w oczy – dla większości z nas cena ma znaczenie. Ile więc konkretnie można zaoszczędzić, decydując się na wakacje przed sezonem?
Z moich obserwacji i porównań wynika, że różnice cenowe wahają się od 20% do nawet 50%, zależnie od miejsca i dokładnego terminu. Podam kilka konkretnych przykładów z własnego doświadczenia:
Ten sam hotel 4* w Grecji na Rodos w pierwszym tygodniu czerwca kosztował mnie 2800 zł za tydzień (ze śniadaniami), podczas gdy w sierpniu cena wynosiła ponad 4200 zł. Różnica? Prawie 1400 zł, czyli równowartość porządnego sprzętu elektronicznego albo kilku dobrych kolacji na miejscu.
Bilety lotnicze do Barcelony w maju kupiłem za około 480 zł w dwie strony. Te same loty w sierpniu kosztowały ponad 900 zł. Oszczędność dla dwóch osób to już prawie 1000 zł!
Nawet ceny w restauracjach potrafią się różnić – wiele lokali w turystycznych miejscowościach ma osobne menu dla sezonu wysokiego i niskiego. W jednej z tawern na Krecie ta sama moussaka w czerwcu kosztowała 9 euro, a już w lipcu – 12 euro.
Do tego dochodzą niższe ceny za wynajem samochodów, leżaków na plaży czy wycieczki fakultatywne. Łącznie, dla rodziny 2+2, wakacje przedsezonowe mogą oznaczać oszczędności rzędu kilku tysięcy złotych w porównaniu do wyjazdu w szczycie sezonu.
Podróż przedsezonowa – dla kogo to najlepszy wybór?
Oczywiście, wyjazdy przed sezonem nie są idealnym rozwiązaniem dla wszystkich. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej sprawdzają się dla:
– Par bez dzieci w wieku szkolnym – brak przywiązania do terminów wakacji szkolnych daje ogromną elastyczność.
– Seniorów – często preferują łagodniejsze temperatury i spokojniejsze otoczenie.
– Rodziców z dziećmi w wieku przedszkolnym – przed rozpoczęciem edukacji szkolnej można korzystać z tańszych terminów.
– Osób zainteresowanych zwiedzaniem i kulturą, a nie tylko plażowaniem na „full wypas”.
– Fotografów i miłośników przyrody – mniejsze tłumy oznaczają lepsze warunki do robienia zdjęć i obserwacji.
Trudniej będzie natomiast rodzinom z dziećmi w wieku szkolnym czy osobom, które absolutnie muszą mieć gwarancję upalnej pogody i bardzo ciepłej wody w morzu. Choć nawet wtedy warto rozważyć wyjazd w pierwszych tygodniach wakacji (koniec czerwca), kiedy ceny są jeszcze relatywnie niższe niż w środku lata.
Przedsezonowe wakacje to jak najbardziej sprawa dla spryciarzy. Zamiast płacić premię za przywilej stania w kolejkach w upale, można cieszyć się tym samym miejscem za mniejsze pieniądze, w bardziej komfortowych warunkach. Wystarczy tylko zmienić swoje myślenie o „idealnym terminie urlopu” i zyskać na tym w każdy możliwy sposób. Sam od lat stosuję tę strategię i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie powrotu do wakacji w szczycie sezonu. A Ty, co wybierasz?