Wyobraź sobie owoc, którego zapach jest tak intensywny, że zakazano wnoszenia go do hoteli, środków transportu publicznego, a nawet niektórych dzielnic w Azji. Mimo to, tysiące ludzi ustawiają się w kolejkach, by zapłacić niemałe pieniądze za okazję skosztowania go. Mowa o durianie – najbardziej kontrowersyjnym owocu świata, który jednych przyprawia o mdłości, a innych wprawia w kulinarny zachwyt. Sprawdźmy, co kryje się pod kolczastą skorupą „króla owoców”.
Durian – skąd się wziął ten podejrzany owoc?
Durian to nie jest jakiś tam zwykły owoc, który przypadkiem wzbudza emocje. To prawdziwa gwiazda południowo-wschodniej Azji z długą historią. Pochodzi głównie z rejonów Malezji, Indonezji i Tajlandii, gdzie jest uprawiany od stuleci. Lokalni mieszkańcy traktują go z taką czcią, że nadali mu przydomek „króla owoców” – i wcale nie przesadzają!
Nazwa „durian” wywodzi się od malajskiego słowa „duri”, co oznacza po prostu „kolec”. I faktycznie, jedno spojrzenie wystarczy, żeby zrozumieć dlaczego. Ten owoc jest jak jeż na sterydach – cały pokryty ostrymi, twardymi kolcami, które potrafią zrobić krzywdę nieostrożnemu amatorowi egzotycznych przysmaków. Możecie mi wierzyć na słowo – skaleczenie się durianem to nie przelewki!
Co ciekawe, durian rośnie na drzewach, które osiągają nawet 40 metrów wysokości. Wyobraźcie sobie taki kolczasty pocisk o wadze nawet 4 kg spadający z takiej wysokości! Nie bez powodu miejscowi nie stoją pod durianowcami w sezonie zbiorów – to mogłoby się skończyć tragicznie. W niektórych regionach zakłada się nawet siatki ochronne, żeby złapać spadające owoce. Praktycznie? Owszem. Romantyczne? Niekoniecznie.
Zapach, który podzielił świat
No dobra, przejdźmy do słonia w pokoju – zapachu duriana. To właśnie przez niego owoc zyskał miano „zakazanego”. Mówi się, że durian „pachnie jak piekło, a smakuje jak niebo”. I coś w tym jest!
Pierwszy kontakt z zapachem duriana jest… nieprzyjemny, żeby nie powiedzieć traumatyczny. Niektórzy przyrównują go do mieszanki zgniłych cebul, śmierdzących skarpetek, sera pleśniowego i gazu z kanalizacji. I wiecie co? To wcale nie jest przesada! Pamiętam, jak pierwszy raz trafiłem na świeżo otwarty durian w markecie w Bangkoku – myślałem, że coś się zepsuło w instalacji gazowej!
Ten charakterystyczny odór to zasługa lotnych związków siarki, które wydzielają się, gdy owoc dojrzewa. Naukowcy zidentyfikowali ponad 40 aktywnych związków zapachowych, które razem tworzą tę niepowtarzalną, drażniącą nozdrza kompozycję. To właśnie dlatego w większości azjatyckich hoteli, metra czy samolotów znajdziecie znaki z przekreślonym durianem. Za złamanie zakazu grożą całkiem słone mandaty!
Co zabawne, wśród miłośników duriana krążą porady, jak pozbyć się zapachu z rąk i ust po konsumpcji: od płukania jamy ustnej wodą przez pusty durianowy pancerz (serio!), po zjedzenie mangostanu, który uważany jest za naturalny „antidotum” na zapach duriana. Niestety, w moim przypadku nic z tego nie zadziałało – współpasażerowie w taksówce i tak patrzyli na mnie krzywo jeszcze przez kilka godzin.
Dlaczego mimo wszystko warto się przemóc?
Teraz najważniejsze pytanie – dlaczego ludzie w ogóle jedzą coś, co tak potwornie śmierdzi? Odpowiedź jest prosta: bo smak rekompensuje zapach z nawiązką!
Miąższ duriana ma konsystencję kremowego budyniu o bardzo złożonym profilu smakowym. Przypomina mieszankę wanilii, migdałów, karmelu z nutami czegoś, co tylko można ać jako „egzotyczne”. Niektórzy doszukują się w nim nut alkoholowych, co nie jest dalekie od prawdy – dojrzały durian zawiera niewielkie ilości naturalnego alkoholu!
W Azji panuje przekonanie, że durian ma właściwości afrodyzjaku. Stare malajskie porzekadło mówi nawet: „Gdy durian spada, sarong się podnosi” – możecie sobie dopowiedzieć resztę. Czy to prawda? Cóż, mogę tylko powiedzieć, że po zjedzeniu duriana na pewno poczujecie przypływ gorąca, ale może to być po prostu efekt jego wysokiej kaloryczności. Jeden średni owoc to około 1500 kalorii – prawie cała dzienna dawka dla dorosłej osoby!
Jak jeść duriana, żeby przeżyć i polubić?
Jeśli dotarliście do tego momentu i nadal chcecie spróbować duriana (brawo za odwagę!), oto kilka praktycznych wskazówek:
Po pierwsze, wybór odpowiedniego owocu to połowa sukcesu. Durian powinien lekko uginać się pod naciskiem i wydawać głuchy dźwięk przy pukaniu. Jeśli pachnie zbyt intensywnie nawet przez skorupę, jest prawdopodobnie przejrzały. A przejrzały durian to dopiero piekło dla nozdrzy!
Po drugie, otwieranie duriana to sztuka sama w sobie. Potrzebujecie do tego rękawic ochronnych i ostrego noża. Miejscowi robią to machając wielkimi maczetami, ale nie polecam tego amatorom! Najlepiej naciąć skorupę wzdłuż naturalnych linii łączących segmenty owocu. W środku znajdziecie kremowy miąższ otaczający duże pestki.
I najważniejsze – pierwsza degustacja. Najlepiej zacząć od małego kawałeczka, pozwalając podniebieniu przyzwyczaić się do nowych doznań. Nie zniechęcajcie się od razu! Niektórzy potrzebują kilku podejść, zanim docenią durian, ale kiedy już się to stanie – przepadliście na zawsze.
Jeśli jedzenie świeżego duriana to dla was zbyt ekstremalne wyzwanie, możecie zacząć od produktów durianowych – lodów, ciastek czy cukierków. Mają znacznie łagodniejszy aromat, ale wciąż charakterystyczny smak.
Durian w kulturze i kuchni
Dla mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej durian to nie tylko owoc – to element kultury i tożsamości. W Tajlandii organizuje się festiwale duriana, w Malezji powstają poświęcone mu muzea, a w Singapurze – uwaga – gmach teatru narodowego Esplanade został zaprojektowany na kształt przekrojonego duriana!
W kuchni azjatyckiej durian wykorzystuje się na przeróżne sposoby. W Tajlandii popularne jest sticky rice z durianem – kleisty ryż polany słodkim sosem kokosowym i podawany z kawałkami owocu. W Malezji robi się z niego tempoyak – fermentowaną pastę używaną jako bazę do sosów. Filipińczycy z kolei uwielbiają durian candy – cukierki o charakterystycznym smaku.
Kucharze z ekskluzywnych restauracji coraz częściej eksperymentują z durianem, dodając go do dań typu fusion. Spotkałem się nawet z durian pizza w jednym z modnych lokali w Bangkoku. Powiem szczerze – to już przegięcie pały, ale klienci ustawiali się w kolejce!
Czy warto dać durianowi szansę?
Po tych wszystkich informacjach może się wydawać, że durian to owoc tylko dla szalonych smakoszy i poszukiwaczy ekstremalnych doznań. Nic bardziej mylnego! To po prostu owoc, który wymaga otwartego umysłu i odrobiny odwagi.
Jeśli kiedykolwiek będziecie w Azji Południowo-Wschodniej, zachęcam was do spróbowania duriana. Nawet jeśli go znienawidzicie (co jest całkiem prawdopodobne przy pierwszym kontakcie), będziecie mieć świetną historię do opowiadania znajomym. A jeśli dołączycie do grona miłośników – witajcie w ekskluzywnym klubie!
Na koniec dodam, że w Polsce durian pojawia się czasem w sklepach z egzotycznymi owocami, ale jest drogi i często nie najświeższy. Można też kupić mrożony miąższ, który jest zdecydowanie mniej aromatyczny (niektórzy uznają to za zaletę). Ale nic nie zastąpi prawdziwego, dojrzałego duriana prosto z azjatyckiego targu, gdzie sprzedawca otworzy go przy was maczetą, a wy będziecie musieli zdecydować – uciekać czy zostać i zmierzyć się z królem wszystkich owoców.
A wy? Odważylibyście się skosztować „zakazanego owocu”?