Są takie miejsca na świecie, które zanim jeszcze je zobaczysz na własne oczy, zaczynają żyć w twojej wyobraźni. Tak właśnie jest z Zatoką Phang Nga i jej najbardziej rozpoznawalnym punktem – Wyspą Jamesa Bonda. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem te charakterystyczne wapienne formacje wyrastające prosto z turkusowej wody, miałem wrażenie, że trafiłem do innego świata. Miejsca, gdzie natura pokazała swoje najbardziej kreatywne oblicze, a człowiek – za sprawą hollywoodzkiej magii – dodał mu dodatkowego blasku.
Zatoka Phang Nga – gdzie natura tworzy arcydzieła
Zatoka Phang Nga to jeden z tych cudów natury, który potrafi dosłownie odebrać mowę. Położona między Phuketem a kontynentalną częścią Tajlandii, zatoka zajmuje obszar około 400 kilometrów kwadratowych. I choć brzmi to jak suche statystyki, uwierzcie mi – nie ma w tym nic suchego! Wręcz przeciwnie – to mokry, wilgotny raj, gdzie wapienne ostańce w najdziwniejszych kształtach wyrastają wprost z płytkich, szmaragdowych wód Morza Andamańskiego.
Co sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe? Przede wszystkim ta niesamowita geologiczna układanka. Przed milionami lat był tu najprawdopodobniej płaskowyż wapienny, który przez tysiące lat poddawany był erozji. Morska woda, deszcze i wiatr wyrzeźbiły w nim fantastyczne formy – niektóre przypominają grzyby, inne wyglądają jak kosmiczne statki, a jeszcze inne jak zamki wzniesione przez jakiegoś szalonego architekta. Wiele z tych formacji ma podstawę znacznie węższą niż szczyt – wygląda to, jakby miały się przewrócić przy pierwszym podmuchu, ale stoją tak od wieków!
Warto wiedzieć, że w 1981 roku obszar ten został objęty ochroną jako Park Narodowy Ao Phang Nga. I całe szczęście! Dzięki temu możemy podziwiać te naturalne cuda w stanie niemal nienaruszonym przez człowieka. No, może poza tymi miejscami, gdzie tratują je codziennie tłumy turystów… ale o tym później.
Wyspa Jamesa Bonda – gdy Hollywood spotyka raj
Kto by pomyślał, że jedna scena filmowa może na zawsze zmienić losy małej, niepozornej wyspy? A jednak! Khao Phing Kan – bo tak nazywa się właściwa wyspa – wraz z sąsiadującą skałą Ko Tapu stały się światową sensacją po tym, jak w 1974 roku wykorzystano je jako scenografię do filmu „Człowiek ze złotym pistoletem” z serii o przygodach Jamesa Bonda.
Pamiętam, jak przewodnik z błyskiem w oku opowiadał nam, że przed filmem miejsce to było znane głównie miejscowym rybakom. A teraz? Teraz to istny cyrk na kółkach! Każdego dnia setki łodzi przywożą tu turystów spragnionych zdjęcia z kultową skałą w tle. Ko Tapu, czyli ta charakterystyczna, strzelista formacja wyrastająca z wody, stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Tajlandii.
W filmie wyspa była kryjówką złoczyńcy Scaramangi (granego przez Christophera Lee), a Ko Tapu ukrywało sekretne urządzenie do przechwytywania energii słonecznej. Dziś jedynym urządzeniem, jakie można tam znaleźć, są aparaty fotograficzne turystów z całego świata, próbujących uchwycić ten ikoniczny widok.
Co ciekawe, sama skała Ko Tapu ma zaledwie około 20 metrów wysokości, ale jej nietypowy kształt – wąska u podstawy, szersza u góry – sprawia, że wygląda nieproporcjonalnie i bajkowo. Jak mówią miejscowi: „To tak, jakby natura chciała nas nabrać”.
Moja wizyta – czyli jak uniknąć turystycznego szaleństwa
Jeśli kiedykolwiek marzyliście o samotnej kontemplacji przy wyspie Jamesa Bonda, to muszę Was rozczarować – to się raczej nie wydarzy. Chyba że wpadniecie tam o 5 rano, przekupiwszy jakiegoś lokalnego rybaka… ale i to nie gwarantuje sukcesu.
Kiedy wybrałem się tam po raz pierwszy, byłem kompletnie nieprzygotowany na skalę turystycznego młyna. Łodzie podpływające jedna za drugą, ludzie przepychający się, żeby zrobić to idealne zdjęcie… Masakra! Ale mam kilka sprawdzonych patentów, jak ogarnąć tę sytuację i jednak czerpać przyjemność z wizyty:
Po pierwsze – wybierzcie wycieczkę, która startuje wcześnie rano. Większość turystów nie lubi wstawać przed 9, więc macie szansę na nieco spokojniejsze zwiedzanie. Po drugie – rozważcie wynajęcie prywatnej długiej łodzi (tzw. longtail boat) zamiast dołączania do zatłoczonej wycieczki grupowej. Kosztuje to więcej, ale możecie sami ustalić plan i ominąć najbardziej zatłoczone godziny. I po trzecie – nie skupiajcie się tylko na wyspie Bonda! Zatoka Phang Nga ma znacznie więcej do zaoferowania.
Poza wyspą Bonda – ukryte skarby Zatoki Phang Nga
Prawdziwa magia Zatoki Phang Nga kryje się w jej mniej znanych zakątkach. Z zapartym tchem pływałem kajakiem przez labirynty namorzynowych lasów, które pokrywają sporą część wybrzeża zatoki. To kompletnie inny świat – cichy, tajemniczy, pachnący słonawą wodą i bujną roślinnością. Korzenie namorzynów tworzą fantastyczne konstrukcje, pod którymi kryją się małe kraby, dziwaczne ryby i inne morskie stworzenia.
Kolejną perełką, o której mało kto wie, jest tzw. Wyspa Hong (po tajsku „Koh Hong”). Jej nazwa oznacza „wyspę z pokojem” i jest to bardzo trafne określenie. Wewnątrz wyspy znajduje się ukryta laguna, do której można dostać się jedynie niewielkim przesmykiem podczas odpływu. Kiedy już tam dotrzesz – czujesz się jak w prywatnym raju. Skaliste ściany wznoszące się na kilkadziesiąt metrów, krystalicznie czysta woda i kompletna cisza (no, chyba że trafisz tam z innymi turystami, ale i tak jest ich mniej niż przy wyspie Bonda).
Zaskakującym odkryciem była też dla mnie wioska Koh Panyee – osada zbudowana na palach przy skalnej ścianie jednej z wysp. Wyobraźcie sobie całą społeczność żyjącą praktycznie na wodzie! Domki, szkoła, meczet (mieszkańcy to głównie muzułmanie), a nawet… boisko do piłki nożnej! I nie, nie żartuję z tym boiskiem – jest naprawdę, choć początkowo było to tylko mała, pływająca platforma. Historia młodzieżowej drużyny z Koh Panyee, która mimo braku miejsca do treningu odnosiła sukcesy w regionalnych turniejach, to materiał na osobny artykuł.
Praktyczne wskazówki – jak, kiedy i za ile
Jeśli już zdecydowaliście, że chcecie na własne oczy zobaczyć te cuda natury, oto garść praktycznych informacji. Najłatwiej dostać się do Zatoki Phang Nga z Phuketu lub Krabi – dwa najpopularniejsze kurorty w okolicy. Jednodniowe wycieczki zaczynają się od około 1000-1500 bahtów (około 120-180 złotych), ale jak już wspominałem – warto dopłacić za prywatną łódź lub mniejszą grupę.
Najlepszy czas na wizytę? Zdecydowanie pora sucha, czyli od listopada do kwietnia. Morze jest wtedy spokojniejsze, woda krystalicznie przejrzysta, a deszcze nie popsuą wam planów. W szczycie sezonu (grudzień-luty) przygotujcie się na tłumy, ale za to pogoda będzie najpewniejsza.
Co zabrać? Koniecznie strój kąpielowy, ręcznik, krem z filtrem (słońce potrafi tu przypiekać bez litości!), wodoodporny pokrowiec na telefon/aparat i trochę gotówki na ewentualne dodatkowe atrakcje czy napiwki. Buty do wody też się przydadzą, zwłaszcza jeśli planujecie eksplorację namorzynowych lasów lub jaskiń.
I jeszcze jedno – nie dajcie się nabrać na „ekskluzywne” wycieczki, które obiecują pokazanie wam miejsc niedostępnych dla innych turystów. W większości przypadków i tak skończysz w tych samych miejscach co wszyscy, tylko zapłacisz więcej. Zamiast tego poszukajcie rekomendacji od innych podróżników lub popytajcie lokalsów na miejscu.
Zamiast zakończenia – dlaczego warto tam pojechać mimo wszystko
Mogłoby się wydawać, że po tym wszystkim, co napisałem o tłumach turystów, komercjalizacji i trudnościach logistycznych, próbuję Was zniechęcić do odwiedzenia Zatoki Phang Nga. Nic bardziej mylnego! Mimo tych wszystkich niedogodności, to miejsce wciąż ma w sobie magię, której nie da się ać słowami ani uchwycić na zdjęciach.
Kiedy twoja łódź przemyka między wapiennymi gigantami, gdy dotykasz dłonią chłodnej, wilgotnej ściany jaskini, gdy zanurzasz się w turkusowej wodzie z widokiem na te niesamowite formacje – czujesz, że doświadczasz czegoś wyjątkowego. Czegoś, co zostanie z tobą na zawsze.
A wyspa Jamesa Bonda? Cóż, może jest przereklamowana, może zbyt zatłoczona, ale… ile jest miejsc na świecie, gdzie możesz powiedzieć: „Stoję dokładnie tam, gdzie kiedyś stał Bond, James Bond”? To jedna z tych historii, którymi będziesz raczył znajomych jeszcze długo po powrocie. A o to przecież chodzi w podróżowaniu, prawda?