Hawana to miasto, które uderza do głowy mocniej niż kubański rum. Kolorowe amerykańskie krążowniki szos z lat 50., wszechobecna salsa i zapach cygar tworzą mieszankę, która zostaje w pamięci na długo. Stolica Kuby to prawdziwy wehikuł czasu – trochę zniszczona, nieco zaniedbana, ale absolutnie autentyczna. Planując wizytę w tym karaibskim mieście, przygotuj się na totalny sensory overload – Hawana atakuje zmysły z każdej strony i nie daje wytchnienia. Co warto zobaczyć w kubańskiej stolicy? Gdzie poczuć prawdziwy klimat wyspy? Podpowiadam, jak spędzić niezapomniane dni w rytmach salsy.
Stara Hawana – serce kubańskiej stolicy
Habana Vieja, czyli Stara Hawana, to bez dwóch zdań pierwsza liga atrakcji turystycznych Kuby. Ten wpisany na listę UNESCO obszar to esencja kolonialnej architektury, którą koniecznie trzeba zwiedzić na spokojnie, a nie w przelocie. Najlepiej zacząć od Plaza de Armas – najstarszego placu w mieście, wokół którego znajdziemy pchli targ z książkami i pamiątkami. Mówiąc między nami – tutejsi sprzedawcy potrafią być bardziej namolni niż egipski handlarz dywanów, więc uzbrójcie się w cierpliwość albo solidne „no, gracias”.
Niedaleko stąd znajduje się Katedra św. Krzysztofa – potężna budowla z jasnego kamienia, która wyróżnia się na tle kolorowych kamieniczek. Jej asymetryczne wieże to jeden z symboli miasta, a wewnątrz… cóż, spodziewałem się czegoś więcej. Ale to już taki urok Hawany – nie wszystko musi być dopieszczone i idealne.
Najbardziej fotogeniczne miejsce to Plaza Vieja, gdzie kubańskie dzieci grają w piłkę między zabytkowymi kamienicami, a turyści siorbią mojito w okolicznych lokalach. Zachodzące słońce nadaje temu miejscu niepowtarzalnego klimatu, więc jeśli chcesz zrobić zdjęcia, które zdobędą setki lajków na Instagramie – to jest właśnie TO miejsce.
Malecón – promenada pełna życia
Nie ma Hawany bez Malecónu – 8-kilometrowej promenady, która ciągnie się wzdłuż wybrzeża. To prawdziwy salon miasta, gdzie o każdej porze dnia i nocy coś się dzieje. Wieczorem mur oddzielający chodnik od oceanu zapełnia się Kubańczykami, którzy przychodzą tu pogadać, wypić piwo, poflirtować albo zwyczajnie posiedzieć. To najlepsze miejsce, żeby podpatrzeć, jak żyją mieszkańcy.
Osobiście najbardziej lubię Malecón o zachodzie słońca, kiedy fasady budynków mienią się złotym światłem, a ocean rozbija się o mury. Ale uprzedzam – tutaj nie ma żartów z falami! Gdy wieje mocniejszy wiatr, woda przelewa się przez barierę i potrafi oblać spacerowiczów od stóp do głów. Sam dałem się zaskoczyć i musiałem wracać do hostelu w przemoczonych butach. Lekcja numer jeden na Kubie: zawsze miej przy sobie zapasową parę klapek!
Śladami Hemingwaya po Hawanie
Ernest Hemingway i Hawana to romans, który trwał latami. Słynny pisarz zostawił w tym mieście mnóstwo śladów, a odwiedzenie miejsc z nim związanych to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce lepiej poznać Hawanę.
Zacznij od hotelu Ambos Mundos w Starej Hawanie, gdzie Hemingway mieszkał przez kilka lat. Za 5 CUC można zwiedzić jego pokój nr 511, który został zamieniony w mini-muzeum. Jego maszyna do pisania nadal tam stoi, jakby autor dopiero co wyszedł na drinka.
A skoro o drinkach mowa – bary związane z pisarzem to absolutny must-see. La Bodeguita del Medio to miejsce, gdzie podobno wymyślono mojito. Dziś to raczej pułapka na turystów, ale mimo wszystko warto zajrzeć choćby na chwilę, zobaczyć słynne graffiti na ścianach i zostawić swój podpis. Za to El Floridita to królestwo daiquiri – tutaj Ernest wychylał podobno setki tych koktajli. W lokalu stoi nawet jego naturalnych rozmiarów rzeźba opierająca się o bar. Zrób sobie z nią fotkę, ale na drinka lepiej wyskocz gdzieś, gdzie nie trzeba płacić podwójnie za samo nazwisko.
Jeśli masz więcej czasu, warto wybrać się do Finca Vigía, domu pisarza na przedmieściach Hawany. Hemingway mieszkał tam ponad 20 lat, a dziś to muzeum, gdzie wszystko pozostało tak, jak za jego czasów. Nawet książki i butelki z rumem stoją na swoich miejscach!
Muzeum Rewolucji i Plaza de la Revolución – dla fanów historii
Kuba bez rewolucji to jak rum bez coli – coś tu nie gra. Jeśli choć trochę interesujesz się historią tej wyspy, Muzeum Rewolucji to przystanek obowiązkowy. Mieści się w dawnym Pałacu Prezydenckim, który sam w sobie jest architektoniczną perełką. Wewnątrz znajdziesz mnóstwo pamiątek z rewolucji – od broni przez dokumenty po osobiste rzeczy rewolucjonistów. Ekspozycja jest dość jednostronna (delikatnie mówiąc), ale daje niezły wgląd w to, jak Kubańczycy postrzegają własną historię.
Na zewnątrz musisz koniecznie zobaczyć Granmę – jacht, którym Fidel Castro, Che Guevara i ich towarzysze przybyli na Kubę z Meksyku w 1956 roku, aby rozpocząć rewolucję. Stoi teraz za szkłem, otoczony czołgami i innym sprzętem wojskowym.
Z kolei Plaza de la Revolución to gigantyczny plac, gdzie odbywały się przemówienia Fidela (niektóre trwały ponoć po kilka godzin – wyobraźcie sobie stać tyle w upale!). Dominuje tu monument José Martí oraz słynne kontury twarzy Che Guevary i Camilo Cienfuegosa na fasadach budynków rządowych. Miejsce jest trochę przygnębiające w swojej socrealistycznej surowości, ale stanowi ważne tło do zrozumienia współczesnej Kuby.
Rytm Hawany – muzyka, taniec i rum
Hawana bez muzyki? To jak schabowy bez ziemniaków – po prostu nie ma sensu! Rytm jest wszędzie – dobiega z restauracji, klubów, a nawet z prywatnych domów. Jeśli chcesz doświadczyć prawdziwego kubańskiego funku, wieczór spędź w jednym z lokalnych klubów.
Casa de la Música w dzielnicy Centro Habana to jedno z najlepszych miejsc, by posłuchać żywej muzyki i zobaczyć mistrzowskie popisy tancerzy salsy. Wstęp kosztuje około 10-15 CUC, ale wierzcie mi – to lepiej wydane pieniądze niż na wątpliwej jakości cygara od przypadkowego gościa na ulicy. Serio, nie kupujcie cygar na ulicy, chyba że lubicie palić liście kapusty nasączone bóg wie czym.
A skoro mowa o używkach – Muzeum Rumu (Museo del Ron Havana Club) to miejsce, gdzie dowiecie się wszystkiego o produkcji kubańskiego złotego nektaru. Na końcu wycieczki czeka was degustacja – wreszcie można się dowiedzieć, czym się różni rum 3-letni od 7-letniego (i dlaczego warto dopłacić te kilka peso).
Dla tych, którzy mają dwie lewe nogi, ale i tak chcieliby spróbować salsy – polecam lokalne szkoły tańca. Za 10-15 CUC dostaniecie prywatną lekcję i podstawy potrzebne, by nie wyglądać kompletnie jak turysta na parkiecie. Moja rada? To jak z pływaniem – najlepiej po prostu wskoczyć na głęboką wodę. Po dwóch mojito nikt nie zauważy, że nie trafiacie w rytm!
Praktyczne wskazówki na koniec
Zwiedzanie Hawany wymaga kilku praktycznych uwag. Po pierwsze – internet. Jeśli myślicie, że będziecie cały czas wrzucać relacje na InstaStory, muszę was rozczarować. Dostęp do sieci jest ograniczony, drogi i powolny jak ślimak pod górkę. Karty do internetu (tarjeta) można kupić w hotelach, ale przygotujcie się na stanie w kolejkach.
Lokalna waluta to osobny temat. Na Kubie funkcjonują dwie waluty – peso kubańskie (CUP) dla lokalnych i peso wymienialne (CUC) dla turystów. To czasem powoduje zamieszanie, ale jako turysta będziesz głównie korzystać z CUC, którego wartość jest mniej więcej równa dolarowi.
Transport po Hawanie? Taksówki są wszędzie, ale najfajniejszą opcją są cocosy – trójkołowe tuk-tuki, które przemykają sprawnie między samochodami. Jeśli chcesz poczuć się jak prawdziwy Kubańczyk, wybierz colectivo – współdzielone taksówki, które jeżdżą stałymi trasami i zabierają po kilku pasażerów. Są tanie jak barszcz, tylko trzeba umieć się dogadać z kierowcą, gdzie dokładnie chcesz wysiąść.
I najważniejsze – czas. Hawana to nie miejsce na pośpiech. Kubańczycy mają swoje tempo, a „mañana” (jutro) to jedno z ich ulubionych słów. Przestaw się na lokalny rytm, a odkryjesz prawdziwy urok tego miasta. Kiedy wszystko idzie nie tak, jak zaplanowałeś, zamów mojito, weź głęboki oddech i powtarzaj: „Estoy en Cuba” – jestem na Kubie. To najlepsza wymówka dla wszystkiego, co nie działa jak powinno.
Hawana może być chaotyczna, głośna i czasem frustrująca, ale to właśnie ten niepowtarzalny miszmasz tworzy jej urok. W końcu nie przyjeżdżamy tu dla szwajcarskiej precyzji, prawda?
