Kuba to fascynujący kraj, który przyciąga turystów karaibskimi plażami, kubańskimi rytmami i klimatem zatrzymanym w latach 50. Jednak wakacje na tej wyspie to nie tylko sielanka pod palmami – to także zderzenie z rzeczywistością, która bywa daleka od wyobrażeń. Zanim spakujesz walizkę i ruszysz w podróż życia, warto poznać kilka praktycznych informacji, które pozwolą ci uniknąć rozczarowań i w pełni cieszyć się urokami Kuby.
Formalności wjazdowe – co trzeba załatwić przed wylotem?
Zanim postawisz stopę na kubańskiej ziemi, musisz załatwić kilka spraw. Przede wszystkim potrzebujesz ważnego paszportu (minimum 6 miesięcy) oraz wizy turystycznej, czyli tzw. karty turystycznej (tarjeta del turista). Można ją kupić w konsulacie, ale najprościej załatwisz tę sprawę przez biuro podróży lub linię lotniczą – koszt to około 20-30 euro. Karta jest ważna przez 30 dni, a na miejscu możesz ją przedłużyć o kolejny miesiąc.
Przy wjeździe na Kubę musisz też posiadać ubezpieczenie turystyczne. Kubańskie władze robią wyrywkowe kontrole i brak polisy może skończyć się koniecznością zakupu ubezpieczenia na lotnisku – a to oznacza wyrzucenie kasy w błoto, bo ceny są z kosmosu. Do tego dochodzi obowiązkowy formularz deklaracji celnej. Nie radzę kombinować z przemytem – kary są surowe, a kontrole dokładne.
Warto też pamiętać, że od 2022 roku turyści muszą wypełnić elektroniczny formularz zdrowotny (D’Viajeros) przed przylotem. To banalnie proste – wypełniasz online, dostajesz kod QR i po sprawie. Bez tego mogą być problemy przy wejściu do kraju, więc lepiej nie zawalić tego obowiązku.
Kwestie finansowe – jak nie zostać spłukanym na Kubie
Waluta to temat, który przyprawia o ból głowy każdego turystę na Kubie. Do niedawna funkcjonował tu dwuwalutowy system: peso kubańskie (CUP) dla miejscowych i peso wymienialne (CUC) dla turystów. Od 2021 roku CUC oficjalnie zniknęło, ale system nadal jest pokręcony jak kubańska mojito.
Teoretycznie na Kubie płacisz w CUP, ale w praktyce turyści często płacą w euro lub dolarach. Kurs na miejscu bywa zabójczy, więc najlepiej przywieźć gotówkę w euro. Dolary amerykańskie są obarczone dodatkową opłatą przy wymianie (10%), więc lepiej ich unikać.
Zapomnij o kartach płatniczych – na Kubie to wciąż egzotyka. Bankomaty zdarzają się w większych miastach, ale często świecą pustkami albo nie obsługują zagranicznych kart. Amerykańskie karty (Visa, Mastercard wystawione przez amerykańskie banki) nie zadziałają w ogóle ze względu na embargo. Moja rada? Zabierz gotówkę w euro, podziel ją na kilka części i przechowuj w różnych miejscach. Jak mawia mój znajomy: „Na Kubie bez gotówki jesteś jak ryba bez wody – długo nie pociągniesz”.
Transport na miejscu – czyli kubańska kreatywność w praktyce
Poruszanie się po Kubie to przygoda sama w sobie. Jeśli planujesz zostać w jednym resorcie – sprawa prosta. Gorzej, gdy chcesz zwiedzać wyspę na własną rękę.
Najbardziej romantyczna opcja to wynajęcie kultowego amerykańskiego krążownika szos z lat 50. – widok bajeczny, ale ceny zwalają z nóg (100-150 euro za dzień). Tańszym rozwiązaniem są współczesne samochody z wypożyczalni, ale i tak trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 70-100 euro za dobę. Do tego dochodzi kiepski stan dróg i skąpe oznakowanie tras – nawigacja w telefonie często zawodzi, więc dobra mapa to podstawa.
Autobusy Viazul to opcja dla cierpliwych – są tanie, ale kursują rzadko i często się spóźniają. Jak to mówią Kubańczycy: „Zegar tyka, ale czas stoi”. Rezerwacja z wyprzedzeniem to konieczność, zwłaszcza w sezonie.
Ciekawą alternatywą są „colectivos” – prywatne taksówki, które zabierają kilku pasażerów jadących w tym samym kierunku. Trzeba się targować, ale to dobry sposób na poznanie miejscowych i zaoszczędzenie kasy.
Komunikacja miejska – czyli sztuka improwizacji
W miastach poruszasz się głównie taksówkami. W Hawanie są trzy rodzaje: nowoczesne (drogie), „peso taxis” (tanie, ale dla Kubańczyków) i te najbardziej kultowe – zabytkowe amerykańskie krążowniki na kółkach. Za te ostatnie słono zapłacisz, ale hej – ten klimat jest wart każdego peso!
Komunikacja miejska istnieje, ale jest zatłoczona do granic możliwości. „Camellos” – ciężarówki przerobione na autobusy – to folklor, który warto zobaczyć, ale niekoniecznie doświadczyć na własnej skórze. Najlepszym sposobem na zwiedzanie miast pozostają własne nogi i okazjonalne taksówki.
Internet i łączność – czyli witaj w XX wieku
Internet na Kubie? Jest, ale jakby go nie było. Zapomnij o scrollowaniu Instagrama przy porannej kawie. Tutaj dostęp do sieci to towar luksusowy i deficytowy.
Najczęściej podłączysz się w hotelach lub w specjalnych punktach wifi w parkach i na placach (tzw. „wifi zones”). Potrzebujesz do tego karty z kodem dostępu, którą kupisz w sklepach ETECSA (państwowy operator telekomunikacyjny). Godzina kosztuje około 1 euro, a prędkość… powiedzmy, że wróci wspomnienia z ery modemów i dialupu.
Od niedawna dostępny jest też internet mobilny, ale potrzebujesz kubańskiej karty SIM. Ceny nie powalają, ale komfort korzystania pozostawia wiele do życzenia. Moja rada? Wykorzystaj przymusowy digital detox! Uwierz mi – te kilka dni bez social mediów dobrze ci zrobi. A jeśli koniecznie musisz być w kontakcie z bliskimi, wrzuć im tylko co jakiś czas wiadomość, że żyjesz i masz się dobrze.
Noclegi – od luksusowych resortów po casas particulares
Na Kubie masz dwie główne opcje noclegowe: hotele (często all-inclusive) oraz casas particulares, czyli kwatery prywatne. Te pierwsze oferują zachodni standard i wygodę, ale są odizolowane od prawdziwego życia wyspy. Drugie to strzał w dziesiątkę, jeśli chcesz poznać Kubę od podszewki.
Casas particulares to pokoje wynajmowane przez Kubańczyków w swoich domach – coś jak nasz Airbnb, tylko bardziej analogowo. Standard bywa różny, ale za to masz szansę zjeść prawdziwe kubańskie śniadanie i pogadać z gospodarzami. Ceny wahają się od 20 do 40 euro za pokój dwuosobowy. Najlepsze casas szybko się zapełniają, więc warto rezerwować z wyprzedzeniem, zwłaszcza w popularnych miejscach jak Hawana czy Trinidad.
Jeśli zdecydujesz się na hotel, sprawdź dokładnie recenzje. Kubańskie „pięć gwiazdek” to często europejskie trzy, a ceny są nieproporcjonalnie wysokie do jakości. Jak mawiają Kubańczycy: „Wszystko wygląda pięknie z daleka, ale z bliska widać rysy”.
Jedzenie i napoje – czyli nie tylko rum i cygara
Kubańska kuchnia to prosta sprawa: ryż, fasola, mięso i banany w różnych odsłonach. Nie spodziewaj się kulinarnych fajerwerków – lata izolacji i niedoborów zrobiły swoje. W państwowych restauracjach jedzenie bywa kiepskie i drogie. Znacznie lepiej zjesz w „paladares” – prywatnych lokalach prowadzonych przez Kubańczyków w ich domach.
Jeśli chodzi o napoje, rum króluje niepodzielnie. Mohito, daiquiri czy cuba libre to klasyki, które tutaj smakują najlepiej. Kawa to kolejny mocny punkt – mała, mocna i aromatyczna. Z kolei woda z kranu nie nadaje się do picia, więc zawsze kupuj butelkowaną.
Warto wiedzieć, że na Kubie często brakuje podstawowych produktów. Sklepy świecą pustkami, a asortyment zmienia się z dnia na dzień. Jeśli masz jakieś szczególne wymagania żywieniowe (weganizm, celiakia), przygotuj się na wyzwania. Dobrym pomysłem jest zabranie ze sobą przekąsek i produktów, które mogą być niedostępne.
Bezpieczeństwo – czyli luz, ale z głową
Kuba to jeden z bezpieczniejszych krajów Ameryki Łacińskiej. Poważne przestępstwa wobec turystów są rzadkością, ale drobne oszustwa czy naciąganie to chleb powszedni. Pamiętaj, że przeciętny Kubańczyk zarabia kilkanaście dolarów miesięcznie, więc turysta z kieszeniami pełnymi gotówki to łakomy kąsek.
Najczęstsze naciąganie to zawyżone ceny taksówek, „przewodnicy”, którzy proponują pokazanie miasta, a potem prowadzą do drogich lokali, czy „znajomi”, którzy chcą sprzedać oryginalne cygara po okazyjnej cenie (spoiler: nie są oryginalne). Bądź czujny, ale nie paranoidalny – większość Kubańczyków to życzliwi ludzie, którzy po prostu próbują związać koniec z końcem.
Co do zdrowia – największym zagrożeniem jest słońce i odwodnienie. Krem z filtrem, kapelusz i butelka wody to twoi najlepsi przyjaciele. Komary też potrafią dać się we znaki, zwłaszcza o zmierzchu, więc repelent to must-have.
Podsumowanie – Kuba jest warta zachodu!
Kuba to kraj pełen kontrastów – piękny, fascynujący, ale też frustrujący i nieprzewidywalny. Jeśli jedziesz tam spodziewając się zachodniego komfortu i perfekcyjnej organizacji, możesz się rozczarować. Ale jeśli przyjmiesz jej rytm, zaakceptujesz niedoskonałości i otworzysz się na przygodę – Kuba odwdzięczy ci się niezapomnianymi wspomnieniami.
Jak mówi kubańskie przysłowie: „Na Kubie czas płynie inaczej” – i to jest prawdziwa esencja tej wyspy. Więc spakuj cierpliwość, uśmiech i gotówkę w euro, a reszta jakoś się ułoży. Bo Kuba, mimo wszystkich swoich wyzwań, ma w sobie coś, co sprawia, że chce się tam wracać. Viva Cuba libre!
