Szukasz miejsca we Włoszech, gdzie ceny nie zwalają z nóg, turyści nie deptują ci po piętach, a widoki zapierają dech w piersiach? Apulia, czyli region na „obcasie włoskiego buta”, to prawdziwy skarb, który wciąż czeka na odkrycie przez polskich turystów. Białe miasteczka wyrastające na klifach, lazurowe wybrzeże i jedzenie, przy którym można się rozpłakać z zachwytu – to tylko przedsmak tego, co czeka na ciebie w tej części Włoch. Pakuj walizkę i ruszaj ze mną!
Apulia – włoski region, który skradnie ci serce
Kiedy większość turystów pcha się do Rzymu, Florencji czy na Sycylię, prawdziwi koneserzy włoskiego dolce vita obierają kurs na południowy wschód, do regionu Apulia (po włosku Puglia). Położona na obcasie włoskiego buta, jest jak kuzynka z prowincji – mniej znana, ale gdy już ją poznasz, nie będziesz mógł przestać o niej myśleć.
Co takiego ma w sobie Apulia? Przede wszystkim autentyczność, której próżno szukać w turystycznych molochach. Tu lokalne babcie wciąż wieszają pranie między wąskimi uliczkami, a starsi panowie przesiadują w cieniu, grając w karty i komentując wszystko dokoła. Nie ma tu tłumów turystów z selfie-stickami, a ceny nie przyprawiają o zawrót głowy.
Ale prawdziwym hitem Apulii są jej białe miasteczka, które wyglądają jak wyjęte z bajki. Wapienne domy odbijające słońce, kręte uliczki, panoramiczne widoki na Adriatyk – to wszystko sprawia, że czujesz się jak na planie włoskiego filmu z lat 60.
Alberobello – kraina bajkowych domków trulli
Jeśli kiedykolwiek jako dzieciak marzyłeś o życiu w domku hobbitów, Alberobello to twoja spełniona fantazja! To najsłynniejsze miasteczko Apulii słynie z trulli – niewielkich, okrągłych domków z kamienia z charakterystycznymi stożkowymi dachami. Historia tych unikatowych budowli sięga XV wieku, kiedy lokalni chłopi wymyślili sprytny sposób na uniknięcie podatków. Budowali domy bez zaprawy, które w razie wizyty poborcy można było szybko rozebrać. Cwaniaki jedne!
Dziś Alberobello znajduje się na liście UNESCO i jest absolutnym must-see w regionie. Najlepsze wrażenie robi dzielnica Rione Monti, gdzie znajdziesz ponad 1000 trulli! Niektóre z nich zostały przekształcone w przytulne sklepiki z pamiątkami, kawiarnie czy nawet hotele. Warto zarezerwować nocleg w jednym z nich – ile razy w życiu masz szansę spać w bajkowym domku?
Pro tip: Wpadnij do Alberobello wcześnie rano albo pod wieczór. W środku dnia upał daje w kość, a autokary z turystami wypełniają wąskie uliczki. Wieczorem, gdy jednodniowi turyści znikają, miasteczko odzyskuje swój magiczny charakter, a ty możesz delektować się lokalnym Primitivo w jednej z knajpek.
Ostuni – Białe Miasto na wzgórzu
Ostuni to absolutny sztos! Z daleka wygląda jak wielka biała plama na horyzoncie – stąd jego przydomek „La Città Bianca” (Białe Miasto). Zbudowane na trzech wzgórzach, z każdego zakrętu oferuje widoki, od których Instagram puchnie z dumy.
Historia Ostuni to istny rollercoaster. Miasto przechodziło z rąk do rąk – od Greków, przez Rzymian, Normanów, aż po Burbonów. Każdy zostawił tu swój ślad, tworząc architektoniczny miszmasz, który dziś zachwyca turystów.
Stare Miasto to labirynt wąskich uliczek, schodów i przejść, w którym z przyjemnością się zgubisz. Domy malowane są tu wapnem nie dla ozdoby, a z powodów praktycznych – w XVI wieku, podczas epidemii dżumy, odkryto, że wapno ma właściwości antyseptyczne. Od tamtej pory tradycja bielenia domów trwa, a miasto błyszczy w śródziemnomorskim słońcu.
Koniecznie odwiedź Katedrę z XV wieku i przespaceruj się ulicą Via Cattedrale. A potem, zmęczony spacerem, znajdź jeden z tarasów widokowych i zamów aperitivo. Patrząc na morze w oddali, z kieliszkiem Aperol Spritz w ręku, poczujesz, że życie nabiera sensu!
Gdzie zjeść w Ostuni?
Jestem strasznym łasuchem, więc nie mogę nie wspomnieć o jedzeniu. W Ostuni koniecznie spróbuj orecchiette – malutkiego „uszkatego” makaronu, który jest specjalnością regionu. Miejscowe babcie robią go ręcznie, siedząc na progach swoich domów (serio, możesz je zobaczyć przy pracy!).
Polecam restaurację „Il Tempo Nuovo” – nie jest najtańsza, ale ich degustacyjne menu to podróż przez smaki Apulii, której nigdy nie zapomnisz. Jeśli wolisz coś przystępniejszego cenowo, wpadnij do „Osteria del Tempo Perso” – wydrążona w skale knajpka serwuje najlepszą focaccię, jaką jadłam w życiu!
Polignano a Mare – miasteczko na klifie
Jeśli widziałeś kiedyś instagramowe zdjęcia spektakularnej plaży wciśniętej między wysokie klify – prawdopodobnie to było Polignano a Mare. To miejsce jest po prostu nieziemskie! Białe domki zawieszone na krawędzi skał, turkusowe morze szumiące 20 metrów niżej, wąskie uliczki pełne poezji wypisanej na schodach i ścianach – czysty raj.
Polignano to jedno z tych miejsc, gdzie po prostu trzeba się zgubić. Dosłownie – wyłącz Googla, schowaj mapę i daj się prowadzić intuicji. Co chwilę natkniesz się na ukryte place, niespodziewane punkty widokowe czy urocze zakątki.
Obowiązkowym punktem programu jest wizyta na plaży Lama Monachile (znanej też jako Cala Porto). To niewielka zatoka otoczona wysokimi klifami, do której schodzi się kamiennymi schodami. Woda jest tu krystalicznie czysta, ale plaża kamienista, więc weź buty do wody, jeśli masz wrażliwe stopy (albo po prostu bądź twardzielem jak miejscowi).
A dla odważnych – w Polignano odbywają się zawody w skokach do wody z klifów. Nie polecam próbować na własną rękę (chyba że chcesz zostać bohaterem lokalnych wiadomości), ale popatrzeć warto!
Locorotondo – idealnie okrągłe białe miasto
Nazwa zobowiązuje – Locorotondo znaczy dosłownie „okrągłe miejsce” i już sam kształt historycznego centrum zdradza, dlaczego. To małe miasteczko, położone na wzgórzu w dolinie Itria, jest absolutnie urocze i przypomina wielki, biały tort weselny.
Locorotondo nie ma spektakularnych zabytków czy muzeów, i właśnie to jest w nim najlepsze. Zamiast pędzić od atrakcji do atrakcji, możesz po prostu włóczyć się po uliczkach, podziwiać starannie utrzymane domy z „cummerse” (charakterystycznymi spiczastymi dachami), zajrzeć do małych warsztatów rzemieślniczych czy przysiąść w jednym z licznych barów.
Miasteczko słynie też z produkcji białego wina DOC Locorotondo – lekkiego, orzeźwiającego trunku idealnego na upalne apulijskie popołudnia. Ja zwykle nie przepadam za białymi winami, ale to jest tak rześkie i owocowe, że można pić jak wodę (tylko potem trzeba uważać na schody!).
Gdy już nacieszysz się spacerem, znajdź któryś z tarasów widokowych i podziwiaj panoramę doliny Itria – rozległą mozaikę winnic, gajów oliwnych i charakterystycznych trulli rozsianych po wiejskim krajobrazie. Widok jak z pocztówki, tylko lepszy – bo na żywo!
Praktyczne wskazówki – jak zaplanować wycieczkę po białych miasteczkach Apulii
Apulia nie jest najmniejszym regionem Włoch, więc żeby dobrze ją zwiedzić, warto mieć jakiś plan. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że wynajęcie samochodu to strzał w dziesiątkę – daje ci swobodę i pozwala dotrzeć do mniejszych miejscowości, gdzie nie dojeżdżają pociągi.
Najlepszy czas na wizytę? Wczesna jesień (wrzesień, początek października) albo późna wiosna (maj, początek czerwca). Wtedy temperatury są znośne, morze ciepłe, a turystów mniej niż w szczycie sezonu. Latem w Apulii potrafi być NAPRAWDĘ gorąco – jak mówią miejscowi: „tylko mad dogs and Englishmen wychodzą na zewnątrz w samo południe”.
Gdzie nocować? Moim zdaniem najlepiej wybrać jedno miejsce jako bazę i robić stamtąd wycieczki. Ostuni jest świetnym wyborem – jest centralnie położone i ma spory wybór noclegów w różnych cenach. Jeśli masz grubszy portfel, rozważ nocleg w maserii – to tradycyjna apulijska farma przekształcona w hotel. Niektóre są naprawdę luksusowe, z basenami i SPA, inne bardziej rustykalne, ale zawsze z charakterem.
I na koniec – jedz lokalnie! Apulia to raj dla smakoszy: orecchiette z cime di rapa (rodzaj brokuła), burrata (jeśli myślisz, że znasz mozzarellę, to burrata zwali cię z nóg), taralli (chrupiące precle), świeże owoce morza i oczywiście oliwa z oliwek, która jest tu tak dobra, że możesz ją pić prosto z butelki. No dobra, może nie pić, ale na pewno warto przywieźć butelkę do domu!
Apulia to Włochy w najczystszej postaci – autentyczne, piękne i pyszne. Te białe miasteczka wyglądają jak z bajki, ale są na wyciągnięcie ręki. Więc może zamiast kolejnego wyjazdu do zatłoczonych turystycznych centrów, warto postawić na nieco mniej oczywisty kierunek? Gwarantuję – nie pożałujesz!
