Filipiny to nie byle jaka destynacja – to prawdziwy raj na ziemi składający się z ponad 7000 wysp! Kiedy stąpasz po miękkim, białym piasku, z palmami kołyszącymi się nad głową i krystalicznie czystą wodą u stóp, zaczynasz rozumieć, dlaczego tylu podróżników traci tu głowę. Ale Filipiny to nie tylko plaże. To także wulkany, dżungle, tarasy ryżowe i podwodny świat, który zapiera dech w piersiach. Jeśli zastanawiasz się, co warto zobaczyć na Filipinach, przygotuj się na prawdziwą ucztę dla oczu i duszy. Oto miejsca, które koniecznie musisz odwiedzić w tym wyspiarskim raju!
Wizytówka Filipin – rajskie plaże i laguny
Na Filipinach plaże są jak z pocztówek – i to nie przesada. Nie da się o nich pisać bez wpadania w zachwyt, bo są po prostu obłędne. Najbardziej znane znajdują się na wyspie Palawan, która od lat okupuje czołówki rankingów najpiękniejszych wysp świata. I trudno się temu dziwić!
El Nido to miejsce, które dosłownie zwala z nóg. Wyobraźcie sobie skaliste, wapienne klify wyrastające prosto z turkusowej wody. Pomiędzy nimi ukryte są małe, intymne plaże z białym piaskiem. Laguna Mała i Laguna Wielka to dwa najbardziej fotogeniczne miejsca. Aby się do nich dostać, trzeba wynająć łódź, ale uwierzcie mi na słowo – warto! Szczególnie Mała Laguna, do której wpływa się przez wąską szczelinę w skale, robi piorunujące wrażenie. Czułam się tam jak w scenie z filmu „Niebiańska plaża”!
Innym must-see jest Biała Plaża na wyspie Boracay. Kiedyś była ona ofiarą własnego sukcesu i przez nadmierną turystykę musiała zostać zamknięta na kilka miesięcy, aby się zregenerować. Teraz jest bardziej kontrolowana, ale nadal zachwyca 4-kilometrowym pasem najbielszego piasku, jaki kiedykolwiek widziałam. Woda jest tak czysta, że widać w niej każdy kamyczek – nawet na głębokości kilku metrów!
Chocolate Hills – geologiczny cud Bohol
Dość plaż! Filipiny to nie tylko morskie cuda. Czekoladowe Wzgórza na wyspie Bohol to jeden z tych widoków, który zostaje w pamięci na długo. Wyobraźcie sobie ponad tysiąc idealnie uformowanych, symetrycznych wzgórz, które w porze suchej przybierają brązowy, czekoladowy kolor. Stąd właśnie wzięła się ich nazwa.
Zjawisko to jest tak nietypowe, że aż trudno uwierzyć, że jest dziełem natury. Naukowcy do dziś spierają się co do ich pochodzenia – jedni twierdzą, że są to pozostałości po działalności wulkanicznej, inni, że to efekt erozji. Lokalsi mają swoje legendy – podobno wzgórza to łzy giganta, który płakał po stracie ukochanej.
Najlepszy punkt widokowy znajduje się w miejscowości Carmen, skąd roztacza się panorama na całą okolicę. Wdrapanie się na platformę widokową w tropikalnym upale to niezły wycisk, ale kiedy już tam jestem, zawsze zapominam o zmęczeniu. Widok jest po prostu epicki, szczególnie o wschodzie lub zachodzie słońca, gdy światło maluje wzgórza na złoto.
Podwodne królestwo Filipin
Jeśli myślałeś, że najpiękniejsze widoki na Filipinach są nad wodą, to grubo się mylisz! To, co kryje się pod powierzchnią oceanu, jest równie zachwycające. Filipiny leżą w samym sercu Trójkąta Koralowego, czyli obszaru o największej bioróżnorodności morskiej na świecie.
Moim ulubionym miejscem do nurkowania jest Apo Reef – drugie co do wielkości rafy koralowe na świecie (po Wielkiej Rafie Koralowej). To prawdziwe podwodne miasto! Żyje tam ponad 500 gatunków koralowców i 300 gatunków ryb. Gdy pierwszy raz zanurkowałam tam z akwalungiem, myślałam, że śnię. Ławice kolorowych ryb, żółwie morskie, a czasem nawet rekiny rafowe – wszystko to pływa dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Dla tych, którzy nie czują się na siłach z akwalungiem, polecam snorkeling w Coron. Tam zatopione podczas II wojny światowej japońskie wraki leżą na głębokości dostępnej nawet dla amatorów. Pływanie wśród tych historycznych pozostałości, które teraz stanowią dom dla koralowców i ryb, to naprawdę surrealistyczne przeżycie.
Tubbataha – perła dla nurków
Jeśli jesteś doświadczonym nurkiem, to Tubbataha Reef powinna być na szczycie twojej listy. Ten park morski, wpisany na listę UNESCO, jest dostępny tylko przez kilka miesięcy w roku (marzec-czerwiec) i tylko za pomocą liveaboardów, czyli statków, na których mieszkasz podczas całej wyprawy nurkowej.
Nie ma co owijać w bawełnę – nie jest to tania przyjemność. Ale jeśli masz okazję, to leć tam jak na skrzydłach! Przejrzystość wody sięga nawet 50 metrów, a różnorodność życia morskiego jest nieporównywalna z niczym, co widziałam wcześniej. Od mant, przez rekiny, po barakudy – podwodne safari w najczystszej postaci!
Tarasy ryżowe Banaue – ósmy cud świata
Oderwij się od oceanu i rusz w góry! Tarasy ryżowe w Banaue na wyspie Luzon to prawdziwy majstersztyk inżynierii sprzed 2000 lat. Lokalna ludność Ifugao ręcznie wyrzeźbiła te tarasy w zboczach gór, tworząc system nawadniania, który działa do dziś. Filipińczycy nazywają je „schodami do nieba” i trudno się z tym nie zgodzić.
Najbardziej znane są tarasy w Batad, które układają się w kształt amfiteatru. Dojście tam to nie bułka z masłem – trzeba pokonać sporą trasę, często w błocie, ale widoki rekompensują każdą kroplę potu. Najlepiej odwiedzać je podczas pory deszczowej (czerwiec-październik), kiedy pola są zatopione wodą i odbijają niebo jak lustro.
Pamiętam, jak podczas mojej pierwszej wizyty zatrzymałam się u lokalnej rodziny Ifugao. Ich gościnność jest legendarna, a sposób życia niewiele zmienił się od stuleci. Wspólne gotowanie ryżu i warzyw zebranych prosto z tarasu to doświadczenie, które zmieniło moje podejście do jedzenia i rolnictwa na zawsze.
Manila – chaos i urok stolicy
Większość turystów omija Manilę jak ognia, od razu lecąc na wyspy. I choć sam stolica nie jest może najbardziej malowniczym miejscem na Filipinach, to warto poświęcić jej chociaż dzień. Miasto jest chaotyczne, głośne i zatłoczone, ale ma swój niepowtarzalny charakter.
Intramuros to historyczne, otoczone murem stare miasto z czasów hiszpańskiej kolonizacji. Fort Santiago, Katedra Manilska czy kościół San Agustin (wpisany na listę UNESCO) to miejsca, które pozwalają lepiej zrozumieć burzliwą historię Filipin.
Dla kontrastu, warto zajrzeć do nowoczesnej dzielnicy Makati z drapaczami chmur i galeriami handlowymi. A jeśli chcesz poczuć prawdziwy puls miasta, przejażdżka jeepneyem (kolorowym, przerobionym jeepem z czasów II wojny światowej) to obowiązkowy punkt programu. Uważaj tylko na kieszonkowców – tam naprawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy!
Praktyczne wskazówki na koniec
Zanim spakujesz walizki i ruszysz na podbój Filipin, kilka rzeczy warto wiedzieć. Najlepszy czas na podróż to okres od listopada do kwietnia – wtedy pada najmniej, a temperatura jest znośna (choć i tak przygotuj się na upały). W pozostałych miesiącach trzeba liczyć się z tajfunami, które potrafią skutecznie popsuć wakacyjne plany.
Poruszanie się między wyspami to wyzwanie logistyczne. Loty wewnętrzne są stosunkowo tanie, ale często się opóźniają. Promy są tańsze, ale znacznie wolniejsze. Dlatego planując podróż, nie próbuj zobaczyć wszystkiego za jednym zamachem. Lepiej skupić się na jednym lub dwóch regionach i dokładnie je poznać.
I jeszcze jedna rada od serca – Filipińczycy to jedni z najserdeczniejszych ludzi, jakich spotkałam podczas podróży. „It’s more fun in the Philippines” to nie tylko slogan reklamowy, ale prawdziwe odzwierciedlenie ducha tego kraju. Uśmiech i kilka słów w lokalnym języku (choćby „salamat” – dziękuję) otworzą przed tobą wszystkie drzwi. A jeśli ktoś zaprosi cię na balut (gotowane kacze jajo z zarodkiem w środku)… cóż, to już twoja decyzja, czy chcesz spróbować tego lokalnego przysmaku!
